Człowiek

12/15/2016



 "Otworzył drzwi i wyjrzał na klatkę schodową. Była ciemna i zimna, tylko pod oknem na kamiennej posadzce półpiętra odbijało się światło latarni ulicznej. Emil nie wiedział, że w mieście może panować taka cisza. Nigdzie nie szumiała toaleta, nie słychać było ani jednego ludzkiego głosu, tylko od czasu do czasu szosą pędził do domu jakiś spóźniony imprezowicz. 
- Jeśli mamie coś się stało - przemknęło Emilowi przez głowę - to przynajmniej tata będzie musiał mnie zabrać z powrotem do Katinkyla.
Ale tak się zawstydził tej myśli, że pot wystąpił mu na czoło i ktoś w nim krzyknął głosem dziecka:
- Mamo!
On sam nie wydobył z siebie ani pisku.

Właśnie wówczas otworzyły się drzwi bloku i włączyło się światło na klatce. W Emilu przeplatały się nadzieja i niedowierzanie, ponieważ odgłosy z dołu brzmiały niekiedy jak kroki mamy, to znów jak kroki kogoś innego: były niepewne, utykały, ale piętro po piętrze zbliżały się do ich mieszkania. O tak późnej porze nie można używać windy.

Kiedy Emil był wreszcie pewien ,że to mama, zamknął bezgłośnie drzwi, wyłączył światło w przedpokoju i poszedł do łóżka. Mama trzasnęła głośno drzwiami. Zazwyczaj zachowywała się zupełnie cicho. Mruczała coś pod nosem i Emil słyszał, jak szura butami o podłogę. Wtedy nie mógł się już dłużej powstrzymać i poszedł do przedpokoju.
Mama siedziała na taborecie, opierając łokcie na kolanach, ręce zwisały jej pomiędzy nogami i wpatrywała się w przeciwległą ścianę. Pustą i jasnoszarą, na której nie było nic do oglądania. Kiedy zobaczyła Emila, powiedziała matowym głosem:
- Idź stąd. Twoja mama jest najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie.

Miała mokre, zaczerwienione policzki, jej oddech śmierdział. Głowa opadała jej w dół, powieki się zamknęły. Emil zrobił krok naprzód, ale mama podniosła rękę w odmownym geście:
- Idź stąd. Idź spać. Nic złego się nie dzieje. 
Emil odszedł, ale leżał po ciemku z szeroko otwartymi oczami, nasłuchując. Z przedpokoju długo nie dochodziły żadne odgłosy. Czy zdążył w międzyczasie zasnąć? Czy mama poszła już do swojego pokoju? Emil płakał trochę i łzy spływały mu do uszu.
Musiał już dochodzić poranek, kiedy mama podniosła się wreszcie z taboretu i poszła do łazienki. Nawet wtedy Emil nie mógł jeszcze zasnąć. Miał suche oczy, ale uszy pełne łez i czuwał, noc była długa. 
Odtąd patrzył na mamę inaczej. Już nie widział tej mamy, która była zawsze obecna i zawsze taka sama, jakby była wieczna; widział człowieka, który ma w sobie wiele obcych i zadziwiających cech. Człowieka, który się rozbił. To sprawiło, że Emil stał się niespokojny. 
Przedtem mama była zawsze blisko, ale było tak, jakby nigdy nie patrzył prosto na nią, lecz na świat, najpierw przez nią, a potem obok niej. A teraz zobaczył zmęczoną kobietę, która była jeszcze młoda, ale ostatnimi czasy przytyła. Miesiąc temu pofarbowała włosy na miedź, ale po odrostach było już widać, że nie jest to jej naturalny kolor. Miała poobgryzane paznokcie. Zamieszkało w niej zmartwienie, wiele zmartwień. 
W ten sposób Emil patrzył na mamę, tak jakby przeszedł kawałek drogi naprzód, a potem się zatrzymał i odwrócił głowę. Zobaczył słabość i kruchość tam, gdzie, jak wierzył, miały swój wieczny dom siła i życie. I w jego dni spływała wilgotnymi łzami świadomość, że człowiek nigdy, nawet w czasach swej największej mocy nie jest gotowy na to, by przyjąć oszpecający dotyk rzeczywistości. "



Cytat pochodzi z książki "Pelikan"

You Might Also Like

0 komentarze