Dlaczego poszłam do psychiatry?
1/21/2018
Do psychiatry poszłam jakoś w pierwszej połowie zeszłego roku. Nie pamiętam konkretnej daty, ale ponad pół roku odwiedzam mojego lekarza regularnie. Poszłam po namowie mojej kochanej mamy i bardzo, bardzo żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Wszystko zaczęło się ponad dwa lata temu. Mąż wyjechał do Anglii, rozstaliśmy się. Byłam przepełniona goryczą.
W oczach innych ludzi byłam tą silną osobą, która nie daje sobą pomiatać. Byłam tą osobą, która sobie radzi i się nie poddaje. A w środku umierałam.
Miałam problemy w relacjach z bliskimi i dziećmi. Byłam nie ufna wobec ludzi. Odsunęłam się z życia. Z osoby pełnej radości zamieniłam się w smutasa. Unikałam ludzi. Unikałam rozmów na temat swoich uczuć. Miałam myśli samobójcze. Nie chciało mi się żyć.
I poszłam na wizytę do psychiatry i wymiękłam. Powiedziałam obcej osobie co czuję. Płakałam. Czułam wstyd.
Moja lekarka to bardzo mądra kobieta. Świetny lekarz. Nim zaczęłam się jej zwierzać, poczułam, że mogę jej zaufać. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Myślę, że miedzy lekarzem a pacjentem powinno "zaiskrzyć", powinna powstać więź. Poczułam się ważna. Ktoś mi w końcu powiedział, że to nie są byle jakie problemy. Nie usłyszałam od niej "że dam sobie radę, że powinnam spiąć tyłek". Ktoś mi powiedział, że za daleko zabrnęłam i sama sobie z tym nie poradzę, skoro ponad rok czasu minęło a ja mam w sobie tyle złych emocji. Od razu dostałam skierowanie do psychologa z rozpoznaniem F "ileś tam"
Depresja to wstrętna choroba. Myślę, że bardzo dużo ludzi choruje na nią nawet sobie z tego sprawy nie zdając.
U psychologa poczułam tą samą więź, którą poczułam u psychiatry. Na spotkaniach u psychologa mówiłam o swoich problemach. Płakałam. Opowiadałam jej, że czuje zbyt duże parcie, że ciagle dzieci mi dokuczają, że z rodzicami nie potrafię się dogadać, że mąż mi życie zniszczył a obecny partner chce mnie sobie podporządkować. I po kilku miesiącach spotkań u psychiatry i psychologa nastąpił przełom. Sama zrozumiałam,że problem leży we mnie. Nagle jakby ktoś trzasnął mi w twarz i powiedział
" obudź się w końcu, to wszystko jest twoja wina ".
I wtedy psycholog zaproponowała terapię. W przyszłym tygodniu zaczynam. Będzie ciężko. Mam trudny charakter i wiem, że wiele pracy przedemną. Ale chcę to zrobić dla samej siebie.
Trzymajcie kciuki.
U psychologa poczułam tą samą więź, którą poczułam u psychiatry. Na spotkaniach u psychologa mówiłam o swoich problemach. Płakałam. Opowiadałam jej, że czuje zbyt duże parcie, że ciagle dzieci mi dokuczają, że z rodzicami nie potrafię się dogadać, że mąż mi życie zniszczył a obecny partner chce mnie sobie podporządkować. I po kilku miesiącach spotkań u psychiatry i psychologa nastąpił przełom. Sama zrozumiałam,że problem leży we mnie. Nagle jakby ktoś trzasnął mi w twarz i powiedział
" obudź się w końcu, to wszystko jest twoja wina ".
I wtedy psycholog zaproponowała terapię. W przyszłym tygodniu zaczynam. Będzie ciężko. Mam trudny charakter i wiem, że wiele pracy przedemną. Ale chcę to zrobić dla samej siebie.
Trzymajcie kciuki.
0 komentarze